Thailand 500+

2 miesiące przygotowania, 23 dni w podróży, ponad 10 000 km poza domem, ok 12h w samolocie i łącznie 30kg w plecakach… zapraszamy na relacje z azjatyckiej wyprawy po Tajlandii oraz Kambodży. Zanim zaczniemy opowiadać jak było fajnie, czuję się w obowiązku wytłumaczenia wymyślonego tytułu posta. Dlaczego 500+? Raz, że to określenie w Naszej Polszy jest ostatnio dość dobrze znane, więc chciałam wtrącić taką grę słów, a dwa, że w Tajlandii aktualnie jest 2559r. n.e. Wróciliśmy z przyszłości. Jak było? Przeczytajcie to się dowiecie 🙂

W tym poście skupie się tylko na Tajlandii. Informacje nt. Kambodży znajdziecie w kolejnym wpisie.

Myślę Tajlandia, mówię egzotyka, świetny masaż tajski, uśmiechnięci mili ludzie… Zajeżdżamy do Bangkoku a tu egzotyka, bolący masaż tajski i ludzie którzy próbują Cię wykosić na każdy grosz… Zgadza się tylko egzotyka 🙂 Powiem Wam szczerze, że mamy mieszane uczucia co do Tajlandii. Są rejony którymi jesteśmy zachwyceni, a są miejsca które wręcz odstraszają… np. Bangkok taki jest. Tyle w nim pokładaliśmy nadziei, a niestety, stolica kraju okazała się brudną, śmierdzącą, chaotyczną metropolią. Piszę to z pełną odpowiedzialnością: Bangkok jest PRZE-RE-KLA-MO-WA-NY. Chociaż jak tak spojrzę z perspektywy czasu, to może właśnie taki jego urok?? Hmm… Sami oceńcie.

psx_20161230_085338

DOJAZD

Polecieliśmy tam w okresie 26.11 – 18.12.2016r., liniami Emirates. Nie dziwię się, że ta linia lotnicza wygrywa wszystkie prestiżowe nagrody. Jest możliwość picia wszelakich napojów (alkoholowych i nie tylko), podają duży ciepły posiłek a szeroka gama filmów i seriali, spowodują, iż lot szybko mija. W języku polskim były 3 filmy: 11 minut, Dzień Niepodległości – Odrodzenie oraz Planeta Singli. Pierwszy film, wg mojej opinii był nudny, Dzień Niepodległości wyłączyłam po 20 minutach – scena z wybudzeniem pacjenta w śpiączce zadecydowała o zmianie filmu. Planeta Singli – byłam w kinie, nie muszę mówić – film świetny.

Ale konkrety… lot Warszawa – Dubaj trwa 5,5h różnica czasu wynosi +3h. Po wyjściu z samolotu, raz jeszcze przeszliśmy kontrolę graniczną, następnie kierowaliśmy się ku terminalowi A4. Aby dostać się lub wydostać się do/z terminalu A potrzebna jest 1h. Lotnisko jest ogromne. W tym przypadku trzeba wsiąść w dedykowany pociąg (darmowy) i przejechać ok 15min. Ok 3h spędziliśmy na ławce, czekając na samolot do Bangkoku. Chees, double chees + mała cola wyniósł 30 AED (dirham). 1 AED to 1,15 PLN (stan na 29.12.2016r.) To był jeden z droższych wypadów do McDonalda.

Lot Dubaj – Bangkok trwa 6h. Doliczamy kolejne 3h. W okresie zimowym, różnica czasu pomiędzy Polską, a Tajlandią wynosi +6h. W okresie wiosennym +7h. Lotnisko dla obcokrajowców jest dobrze oznaczone, jednak wymaga podstawy znajomości j. angielskiego. Aby wydostać się z lotniska można skorzystać z taxi lub metra. My wybraliśmy metro. Bilet na blue line metro wynosi 45BHT/1os. Kupuje się je w automatach. Bilet jest w kształcie żetonu. Nie zwróciliśmy uwagi czy za bilety/żetony można płacić kartą. Kantory znajdujące się na lotnisku, nie mają złych cen jednak bardziej opłaca się wymienić walutę na mieście. Metrem jechaliśmy do końca – do Phaya Thai, 30min. Żeton jest zwracany na wyjściu z obiektu. Dalej wzięliśmy tuk tuka – 400BHT (cena startowa 500BHT) i pojechaliśmy do hotelu Nouvo City Hotel. Cena jaką zapłaciliśmy tuk-tukciarzowi jest b. wysoka. Mogliśmy spokojnie zejść do 200 BHT. Jednak długa podróż i zmęczenie, spowodowało, iż chcieliśmy jak najszybciej dostać się do hotelu.

KOMUNIKACJA

Ruch jest lewostronny. Tuk-tuki w Tajlandii opanowały miasto. Metro nie dochodzi do tzw. Starej dzielnicy, czyli do głównych atrakcji. Taxi jest drogie. Ile powinna wynosić przeciętna trasa tuk tukiem? – nie mam pojęcia. Ale wiem, że spokojnie można zawsze zejść połowę w dół od ceny startowej. Zdarzył się Nam incydent, kiedy to Tajka dla Nas łapała taxi. Po zatrzymaniu, nie chciał Nas wziąć, tłumacząc, iż są ogromne korki. Oczywiście, korka nie było.  Powód? Tajom włączają taksometry, turystom już nie. Tajowie płacą ok 100 BHT, turyści ok 400-600BHT…. Różnica spora. Jeśli chodzi o autobusy, jest ich dużo, są tanie i bardzo źle oznakowane 😉 Bilety kupuje się w autobusie, a w zasadzie u pani, która asystuje kierowcy. Cena za bilet 10BHT/1 os. Autobusy nie zatrzymują się na wszystkich przystankach, a przystanki w Bangkoku nie są dobrze oznakowane – w zasadzie, w ogóle nie ma widocznych nazw. Dlatego pamiętacie! Warto mieć przy sobie naładowany telefon i wgraną apkę MAPS.ME. Na podstawie tej aplikacji, wysiadaliśmy z autobusu.

Nie polecam wypożyczanie auta lub skutera. Zasady ruchu drogowego nie do końca są przestrzegane. Tuk tuki wciskają się gdzie mogą, piesi przechodzą przez ogromne skrzyżowania (a nie ma tam dedykowanej zebry), niektórym zdarzało się jechać pod prąd. Więc oczy trzeba mieć szeroko otwarte. Polska pod tym kątem naprawdę jest uporządkowanym krajem.

psx_20170112_133500

POGODA

Wybraliśmy się na przełomie listopada i grudnia, po porze deszczowej. Dla Tajlandii jest to początek sezonu. Średnia temperatura 30oC. Klimat jest wilgotny i ciepły. Czapka obowiązkowa! Więcej niż 5h na słońcu nie dało się wytrzymać. Słońce zachodzi między 17:00 – 18:00. Ani razu nie spadł deszcz. Wieczory są ciepłe, nie trzeba zakładać nic długiego na siebie.

APTECZKA PODRÓŻNA

Na początek odeśle Was tu. Tam znajdziecie szereg informacji nt. zagrożeń zdrowotnych w poszczególnych krajach. W kwestii środków odstraszających komary, polecamy Mugga Strong. Inne zalecane to Mosquitex lub Ultrathon. Zmniejszają one ryzyko pokąsania przez komary oraz przed zachorowaniem na m.in.: dengę, japońskie zapalenie mózgu, żółtą gorączkę, malarię czy ostatnio sławetny wirus Zika. Co jest istotne, aby preparat był skuteczny, musi posiadać minimum DEET 30% . Nie są one dostępne w Aptece, taki preparat można kupić przez Internet. Na 3 tygodniowy wypad, zalecamy 2 opakowania Muggi. Po każdej kąpieli czy wzmożonej potliwości, należy ponownie nanieść środek na skórę. Następnym lekiem, który wspomaga leczenie biegunki to lek na receptę Xifaxan. Jest to lek przeciwbakteryjny dla osób powyżej 12 r.ż. Do niego, należy stosować probiotyk, np.: Dicoflor. Na szczęście nie musieliśmy go używać, nasze brzuchy dobrze zniosły azjatycki klimat. Jeśli chodzi o lek w razie zmian skórnych, polecamy maść Bedicort G.

Przyjęliśmy po 3 szczepienia, przeciw: błonicy, tężcowi, krztuścowi, wirusowemu zapaleniu wątroby typu A oraz dur brzuszny. Wizyta + recepta + skierowanie na szczepienie = 750zł/1 os.

Dla jasności, żadne z Nas nie kończyło medycyny, leki w/w zostały Nam zalecone, podczas wizyty u lekarza medycyny podróży.

PSX_20170109_195345[1].jpg

STRÓJ

W każdej Świątyni wymagany jest odpowiedni strój. Krótkie spódniczki, spodenki czy bluzki odsłaniające ramiona są wykluczone. W Bangkoku, przy każdej Świątyni do której przychodzi masa turystów, zawsze można wypożyczyć – za dodatkową opłatą, średnio 20BHT – coś na pozór fartucha. W innych miejscowościach już  nie panuje taki zwyczaj. Także Ci co planują zwiedzić Tajlandię wzdłuż i wszerz, pamiętajcie, aby przynajmniej w plecakach podczas zwiedzania mieć ubiór na przebranie. Inaczej, nie zostaniecie wpuszczeni do Świątyń. Co jest ważne, w większości miejscach, Tajowie nie akceptują zwykłej chusty zakrywającej ramiona. Musi być to bluzka bez dużego dekoltu, za ramiona.

ZASADY SAVOIR VIVRE

W Tajlandii, warto przestrzegać kilku zasad dobrego wychowania. Pamiętajcie:

1.W Tajlandii nie okazujemy sobie uczuć: nie chodzimy za rękę, nie całujemy się oraz nie obściskujemy.

2.Po drugie, nie obrażamy ich uczuć religijnych, tzn.: nie tatuujemy sobie wizerunku Buddy, nie wchodzimy w butach do Świątyń, nie robimy sobie głupich zdjęć z Buddą oraz nie wywozimy, jako pamiątki, dużych posągów Buddy.

3.Tajowie nie lubią jak dotyka się ich po głowie. Głowę obdarzają wielkim szacunkiem – dotyczy to nawet dzieci.

4.Na plażach, nie mile widziane jest opalanie topless.

5.Nie krzyczymy/podnosimy głosu w miejscach publicznych. Tajowie to spokojny i cierpliwy naród.

6. Będąc w Świątyni, stopy nie powinny być skierowane ku wizerunkowi Buddy, najlepiej usiąść stopami do tyłu lub po turecku.

PSX_20170115_175605[1].jpg

KUCHNIA

Bardzo prosta i tania, głównie oparta na ryżu i kurczakach. Ani razu nie mieliśmy problemów żołądkowych, od rana nie wspomagaliśmy się polskimi % „medykamentami”, także polecam uliczne jedzenie! Średnia cena za Phad Thai to 50 BHT (najlepszy serwują dziewczyny na ulicy Khao San), spring rolls 10 BHT, chicken na patyku 10-20 BHT. Od rana do wieczora serwują te same dania. Nie zauważyliśmy odmienności podawanych potraw na śniadanie, obiad czy kolację. Przyznaję, po 3 tygodniach spędzonych w Azji, przez dłuższy czas nie mogłam patrzeć na ryż. Pomimo, iż na ulicy panuje smród, bród i ubóstwo, serwowane jedzenie nigdy nie było nieświeże. Konsumpcję owoców morza – zwłaszcza krewety – polecamy na wyspach. Jeśli chodzi o polecane knajpki w Tajlandii to:

nr 1 restauracja w hotelu Golden Beach na wyspie Koh Lanta – serwują wyśmienite BBQ Prawn i King Prawn (krewetki); za 200g krewetek + 100g krewetek królewskich (była to 1 ogromna kreweta) + 2x pieczywo czosnkowe + piwo + świeżo wyciśnięty sok z ananasa zapłaciliśmy 690BHT

nr 2 restauracja Kanjana w Chiang Mai (7/2 Ratchadamnoen Rd, Soi 5) – serwują dobrą, tajską kuchnię. Jak na Tajlandię, knajpka droga ale warta swej ceny.

nr 3 nocny targ w Chiang Rai – wiele przeróżnych pyszności, jak: szerszenie, ostre zupy, pyszne chickeny niczym zakupione w kfc – tylko że lepsze 😉 – sushi za 1 zł, phad thai’e… i mogłabym tak wymieniać i wymieniać, wybór był spory a jedzenie świeżutkie.

nr 4 budka na Khaosan serwująca phad thai – jedno z lepszych dań, serwowanych na ulicy. Jedzenie przyrządzają 2 dziewczyny

PSX_20170109_194415[1].jpg

INFORMACJE TURYSTYCZNE

Zauważyliśmy, że podczas zwiedzania Tajlandii, większość atrakcji nie jest przygotowana na turystów. O co chodzi? W Europie, gdziekolwiek pojedziesz, zawsze na wstępie otrzymujesz mapkę, wskazówki, w necie znajdziesz milion informacji co ile kosztuje, jakie godziny otwarcia etc. Tutaj, szukając czegokolwiek w necie, informacje były różne. Wiele tajskich stron internetowych jest nieczytelna dla użytkownika, nie ma podanych godzin otwarcia, tzn. są ale nijak się mają do rzeczywistości. Będąc na miejscu, np. w Ayutthaya, turyści nie otrzymują mapek, planu zwiedzania itp. Sam musisz wiedzieć co chcesz zwiedzać, jak zacząć i jak dostać się z miejsca A do B. Godziny czy też ceny za wstępy, które są podane w opisie poniżej, są spisane z każdego miejsca, które odwiedziliśmy. Osobiście, polecamy przewodnik autorstwa Krzysztofa Dopierały, Tajlandia, Kambodża, Laos, Wietnam. Słodko – pikantne Indochiny, wyd. Bezdroża. Chociaż muszę przyznać, że nie wszystkie praktyczne informacje zawarte w książce pokrywają się z rzeczywistością.

Dzień 1 – przylot do Bangkoku

Szczegóły lotu znajdziecie w sekcji Dojazd. Zarezerwowaliśmy 5 noclegów w hotelu Nouvo City Hotel na ul. Samsen 2. Od razu, po zameldowaniu się i odłożeniu plecaków, aby nie pójść spać, poszliśmy na krótki spacer po okolicy. Niedaleko hotelu, mieścił się Pomnik Demokracji. Został wzniesiony w 1939r. i stanowi symbol odejścia od monarchii absolutnej i wejścia w życie pierwszej konstytucji. Projekt pomnika jest pełen symboliki. Na przykład, cztery skrzydła mają 24 metrów wysokości, co oznacza datę 24 czerwca 1932r. Wtedy podpisano nową konstytucję.psx_20170118_2019161PSX_20170122_142147-01[1].jpegKolejnym punktem była świątynia Loha Prasat. Zbudowana w 1846 roku na zamówienie króla Rama Nangklao (III) i inspirowana przez dwie inne,  podobne świątynie znajdujące się w Indiach i na Sri Lance. Loha Prasat to 36 metrowa konstrukcja reprezentująca 37 cnót kierunku oświecenia. Relikt Buddy jest utrzymywany na najwyższym poziomie. Loha Prasat to indyjska nazwa i pochodzi z czasów Buddy. Tylko trzy takie konstrukcje kiedykolwiek istniały na świecie, ale tylko ta jedna w Bangkoku wciąż stoi.DSC_8714-01[1].jpegDSC_8713-02[1].jpegPSX_20170122_143339[1].jpgDSC_8722-01[1].jpegIdąc dalej doszliśmy do pomnika który jest poświęcony młodym mężczyznom i kobietom, którzy stracili życie – oficjalna liczba ofiar śmiertelnych wyniosła 77 – podczas gdy wojska rządowe otworzyły ogień do protestujących studentów w Bangkoku w dniu 14 października 1973.

PSX_20170122_144722[1].jpgDalej poszliśmy w kierunku jednej z najsłynniejszych ulic Bangkoku – Khao San. Za dnia nie robi wrażenia – zdecydowanie więcej dzieje się w nocy.  PSX_20170122_145913[1].jpgPSX_20170122_150016[1].jpgPSX_20170122_150145[1].jpgNie kupujcie w Bangkoku oczami, zwłaszcza na Khao San. Wszystko jest do kupienia w innych regionach Tajlandii, za niższą cenę.

Dzień 2 – Pałac Królewski

Po śniadaniu, ruszamy do Świątyni Złotego Buddy (Wat Traimit). Wsiadamy w autobus nr 35 spod przystanku Ratchadamnoen Avenue na ul. Ratchadamnoen Klang. Bilety kupujemy u pani i jedziemy kilka przystanków. Ile? Nie wiem. Jak wspomniałam wyżej, nie na wszystkich się zatrzymuje i są źle oznakowane. Z racji, iż zwiedzanie przypadło Nam w poniedziałek, mogliśmy tylko zobaczyć posąg złotego Buddy. Wejście 40 BHT/1 os. Na miejscu jest dostępna toaleta. Panie – najlepiej ubierać minimum bluzkę z rękawem ¾ oraz spódnicę za kolana. Panowie – mile widziane długie spodnie. Ja z racji iż miałam sukienkę do kolan z odkrytymi ramionami musiałam za kolejne 20BHT dokupić, a w zasadzie pożyczyć coś w rodzaju fartucha, aby móc wejść na teren Świątyni. Bardzo pilnują stroju turystów. W Bangkoku, przy każdej świątyni, można wypożyczyć odpowiedni strój. Na miejscu potrzeba 40 minut.PSX_20170122_154342[1].jpgPSX_20170122_155606[1].jpgPSX_20170111_215929[1].jpg

Następnie wybieramy się krokiem spacerowym do Chinatown – chińskiej dzielnicy miliona zapachów, opanowanej przez ogromną ilość szyldów, reklam oraz handlarzy. Przechodzimy przez Gate of Chinatown i kierujemy się na ul. Charoen Krung. Tam na chwilę zbaczamy z trasy, aby poznać smaki tutejszego bazaru. Polecamy sok z granatu (50BHT) oraz suszone krewetki (1000BHT/1 kg). Panuje tu rozgardiasz, mnóstwo kupców, turystów, motocyklistów próbujących przebić się przez tłum. Z jednej strony czuć same ryby z innej czujemy zapach ścieków z ulicy. Do tego temperatura 30oC podkręca atmosferę. Wracamy a główną ulicę, łapiemy tuk tuka za 80BHT (cena startowa 150BHT) i jedziemy do świątyni Wat Pho – Świątyni Leżącego Buddy

psx_20170109_1950161PSX_20170112_133634.jpgPSX_20170122_155028[1].jpgPSX_20170111_220251.jpgPrzed wejściem do Wat Pho, każdy z Nas otrzymał za darmo wodę. Wejście do świątyni kosztuje 100BHT/1 os. Kompleks jest przepiękny. Tu również panują podstawowe zasady: odpowiedni strój + zostawianie butów przed główną świątynią. Potrzebny czas na miejscu minimum 1h.PSX_20170125_202158.jpgDSC_8867-01.jpegDalej kierujemy się do kompleksu pałacowego (godz. otwarcia 8:30 – 15:30). Trafiliśmy w okresie żałobnym, więc niestety Pałac nie był udostępniony w całości dla turystów.  Pomimo iż nie wszystko można było zobaczyć, wejście i tak kosztowało 500BHT (cena standardowa). Bardzo Nas zaskoczyło to, że wszyscy mieszkańcy byli ubrani na czarno. Tu również należy mieć odpowiednie ubranie. Można wypożyczyć strój, ale zawsze jest długa kolejka (ja stałam 15min). Warto w plecakach mieć odzież na przebranie. Chusta na ramiona nie jest reflektowana. Na miejscu potrzeba min 2hDSC_8968-01.jpegpsx_20170126_194056DSC_8897-01.jpegDSC_8937-01.jpegPałac królewski jest pełen przepychu i bogactwa. Wszystko się mieni złotem, wszystko jest takie duże, majestatyczne. Człowiek czuje się taki malutki, przy tych pałacach.

Ostatni przystanek dzisiejszego dnia, to Wat Mahathat. Jest to siedziba największego zakonu w Tajlandii. Świątynia jest ważnym ośrodkiem nauki buddyzmu i medytacji. Zajęcia odbywają się codziennie od 07:00 – 10:00, 13:00 – 16:00 oraz 18:00 – 20:00. Wejście jest darmowe, otwarte od 7:00 – 17:00. Na miejscu wystarczy 30 min.PSX_20170222_210843.jpgZmęczeni i głodni kierujemy się pieszo na ulicę Khao San, gdzie siadamy w knajpce, zamawiamy 2x phad thai z kurczakiem oraz 2x piwo Lao beer, płacimy 470BHT. Po posiłku kierujemy się do hotelu na popołudniową siestę. Wieczorem, wyplumkani, krokiem spacerowym kierujemy się znów na Kaho San oraz równoległą do niej Rambuturi Alley. Impreza koło imprezy, głośna muzyka, tłumy pijanych turystów przyciąga nocna rozpusta. Khao San oferuje różne typu usługi: Markowi kilkukrotnie proponowali pussy show lub pussy pingpong show – nie skorzystał :), istnieje możliwość wyrobienia sobie różnego rodzaju dokumentów np.: prawo jazdy etc., specjalnie dla Ciebie uszyją garnitur. Także jest co robić. My grzecznie, kupiliśmy po 1 piwku (100BHT/1 piwo) i 2 porcjach Phad Thai (50BHT/1 porcję). Na Khao San w biurze Asia Sky Tours&Travel kupiliśmy całodzienną wycieczkę za 1350BHT/1 osobę do Kanchanaburi, rezerwatu Erawan + pływający targ Damnoen Saduak. Biur podróży jest bardzo dużo ale ceny są takie same. Nie chętnie negocjują cenę, nam udało się zejść tylko 100 BHT.PSX_20170222_205949.jpg

Dzień 3 – Świątynie

Po obfitym śniadaniu ruszamy do Wat Benchamabophit, potocznie nazywana świątynią z marmuru. Przepiękny obiekt usytuowany w dzielnicy Dusit. Miejsce obowiązkowe każdego turysty. Spod hotelu wsiadamy do autobusu nr 65 na ul. Samsen. Nie wiedzieć czemu nikt nie chce od Nas pieniędzy za przejazd. Wysiadamy na skrzyżowaniu z ul. Luk Luang (od razu za kanałem), przechodzimy na drugą stronę ulicy Phitsanulok i wsiadamy do kolejnego autobusu nr 72. Tu o dziwo znów nikt nie chce od Nas pieniędzy. Dzięki apce MAPS.ME mniej więcej wiemy gdzie wysiąść. Tak jak wspomniano w sekcji Komunikacja, przystanki nie są oznakowane, stąd jest problem z identyfikacją ich przez turystów. Wejście do świątyni kosztuje 20BHT/1 os. 30 minut na miejscu wystarczy.DSC_8987.JPGDSC_9010.JPGDalej łapiemy tuk-tuka za 80 BHT i jedziemy do Wat Saket – bramy duchów w dzielnicy Pom Prap Sattru Phai. Świątynia pochodzi z ery Ayutthaya, gdzie była znana jako Wat Sakae. Gdy Bangkok stał się stolicą, król Rama I odnowił świątynię i nadał jej obecną nazwę. Aby dostać się na szczyt, trzeba pokonać ok 300 kroków. Idąc na górę, mijamy szereg dzwonów. Obserwując Tajów, należy zadzwonić każdym po kolei. Do początków XX w., był to najwyższy punkt w Bangkoku. Również teraz, możemy podziwiać piękną panoramę miasta. Świątynia otwarta jest 8:00 – 19:00, wejście kosztuje 20BHT/1 os. unnamed.jpgPSX_20170124_204145.jpgDSC_9038-01[1].jpegSchodzimy na dół, bierzemy kawkę na wynos i idziemy pieszo do Wat Suthat. Wejście kosztuje 20BHT/1 os. Byliśmy świadkiem „pasowania” młodego Taja na mnicha. Bardzo ciekawy zwyczaj. Wszyscy – cała rodzina i zaproszeni goście – byli elegancko ubrani, szli w takim jakby pochodzie, wykrzykując jakieś radosne hasła. Przed wejściem do Świątyni, rodzina rzucała do gości, ładnie zapakowane prezenciki. Otrzymaliśmy 1 z nich, okazało się że w środku był pieniądz. Nie wchodziliśmy już do środka na uroczystość. Było to bardzo ciekawe doświadczenie kulturowe.DSC_9053-01.jpegPSX_20170126_190511.jpgDSC_9078-01.jpegIdąc dalej, łapiemy tuk-tuka za 100BHT i jedziemy do Wat Prayoon. Wejście jest bezpłatne. Świątynia ani panorama widokowa nie specjalnie zachwyca więc jeśli macie mało czasu w Bangkoku, spokojnie możecie ją ominąć szerokim łukiem. DSC_9082-01[1].jpegDalej poszliśmy do Wat Kalayanamit. Świątynia niestety była w trakcie renowacji i nie zrobiła na Nas pozytywnego wrażenia. Wejście było bezpłatne. My jej nie polecamy.DSC_9096-01[1].jpegBangkok jest miastem kontrastów: z jednej strony, królowie postawili przeogromne, masywne, bogato zdobione świątynie, a z drugiej strony, dosłownie kilka metrów dalej widzimy śmieci walające się po ulicy, czujemy smród wydobywający się z kanalizy…miasto wręcz odstrasza takimi widokami.

PSX_20170129_183039[1].jpgOstatni punkt zwiedzania to świątynia Wat Arun. Otwarta codziennie 8:30 – 18:00. Wejście kosztuje 50BHT/1 os. Miałam za krótkie spodnie, więc musiałam dopłacić kolejne 20 BHT za wypożyczenie fartucha + 100BHT dać do depozytu. 100 BHT mi zwrócono, 20 BHT już nie. Także, będę powtarzać to jak mantrę – miejcie w plecakach odzież na przebranie. Miejsce jest prześliczne, trzeba tu być obowiązkowo! Wystarczy 30 min. Udało Nam się złapać tuk tuka za 200 BHT do centrum.DSC_9100-01[1].jpegDSC_9101-01[1].jpeg

 Dzień 4 – Pływający targ, rezerwat i most na rzece Kwai

Postanowiliśmy zakupić gotową, całodniową wycieczkę za 1350BHT/1 os. (szczegóły zakupu opisano pod koniec dnia 2). Mieliśmy w tym zapewniony przejazd, lunch oraz wszystkie wejścia. Mini bus przyjechał punktualnie o 7:00 rano. Jechaliśmy z ludźmi z Izraela. Po tej przejażdżce, mamy dziwne wrażenie, że są to ludzie… jakby to ująć…. myślą, ze ich naród został wybrany i mogą zachowywać się jak im się podoba. Rozsiedli się w busie, nogi na siedzenia, z telefonu na cały regulator leciała ich muzyka (nawet się nie mogłam wyspać), a jak Glorie chciały kupić sobie chipsy, to specjalnie na ich życzenie, bus stawał koło sklepu. Ogólnie ich zachowanie było pretensjonalne, nawet nie wykazywali chęci aby się jakoś poznać, skoro już nas zamknęli w busie na cały dzień…No nic, nie będę mieć kumpla żyda, życie!

I atrakcja – Damnoen Saduak – a po naszemu: pływający targ. Tak jak piszą na innych blogach, jest zrobiony pod turystów. Jedynymi Tajami jacy tam byli, to sami handlarze. Reszta to my – turyści z całego świata. Ceny też są wygórowane: pani chciała Nam sprzedać herbatę za 300BHT. W gruncie rzeczy zeszła do 100BHT. Czy warto się tu samemu fatygować, aż 105km? Myślę, że szkoda zachodu. Chyba lepiej iść na pływający targ w Bangkoku. Jest mniejszy, działa tylko w weekendy ale chyba bardziej prawdziwy. Nie byliśmy, jednak wyczytałam to na ich blogu. PSX_20170124_203947.jpgPSX_20170124_203820.jpgPSX_20170126_190253.jpgAtrakcja nr 2, czyli rezerwat Erawan. Dostaliśmy wytyczne od Naszego pilota, że mamy 2h czasu wolnego aby przejść 2,1km i zobaczyć 7 wodospadów. My mieszczuchy – no dobra tylko ja, Marek ćwiczy 2x w tygodniu, więc miał naładowane bateryjki duracell – doszliśmy do 5 poziomu. Dalej nie było sensu iść, gdyż czas nas gonił. Poza tym, im wyżej się idzie, tym podłoże jest kamieniste, są wysokie wzniesienia, a klimat tropikalny i towarzyszące owady dają się we znaki. Obowiązkowo 2l wody w plecaku! Od poziomu 2,3,4 można się kąpać. Poziom 5,6,7 jest tylko do podziwiania. Gdybym musiała zapłacić za wejście, musiałabym dać do kasy 300BHT/1 os. Czy warto? Mamy mieszane uczucia. Wodospady nie są wysokie, ani rwące, do spektakularnych też nie należą (Islandia trochę Nas rozpieściła widokami, to teraz marudzimy). Uważam, że samemu nie ma sensu tu jechać. Poza tym, logistycznie, ciężko byłoby to przedsięwzięcie ogarnąć. Jak już jednak zdecydujecie się na pobyt, warto mieć ze sobą, albo na sobie, strój kąpielowy. Do poziomu 4 spokojnie wystarczą sandały. Powyżej radzę wziąć zabudowane buty. Jest moment, w którym trzeba wspinać się po dużych kamieniach. Istnieje ryzyko poślizgu, stąd zalecamy przynajmniej adidasy.PSX_20170126_184213.jpgDSC_9178-01.jpegZnaleźliśmy autobus z rezerwatu Erawan do Kanchanaburi (stan na 30.11.2016r.) Nie znany Nam jest czas przejazdu, ani cena. Przystanek autobusowy, mieści się blisko dużego parkingu – nie przegapicie. IMAG1340.jpgOstatni przystanek: most na rzece Kwai. Mieliśmy szczęście, gdyż będąc na moście, nadjeżdżał pociąg. Sam most w sobie nie jest piękny, jednak jego, niestety smutna historia, zaciekawiła Nas, stąd uważamy, że warto było tu przyjechać. Gdybym mogła cofnąć czas, to darowałabym sobie dwie w/w atrakcje i cały dzień spędziła w Kanchanaburi i bardziej poznała historię tego miejsca. Wracając do Bangkoku, do Naszego busa dosiadło się trzech przesympatycznych Polaków: Magda, Karol i Aneta. Z tego miejsca chciałabym ich serdecznie pozdrowić i podziękować za miły wieczór. Mam nadzieję, że jeszcze uda Nam się zagrać w seven – eleven 🙂

PSX_20170126_184528.jpgGdybyście sami chcieli zobaczyć te 3 miejsca w ciągu 1 dnia, to muszę Was rozczarować – nie ma 1 autobusu typu PKS, lub pociągu, który zatrzymuje się w każdym miejscu. Brak tu rozbudowanej komunikacji podmiejskiej. O ile dostać się do wyznaczonego miejsca z Bangkoku jest łatwo, to wrócić jest gorzej. Wydaje mi się, że było by to po prostu niemożliwe, a przynajmniej trudne to zorganizowania.

Dzień 5 – Ayutthaya

Aby dostać się w miarę szybko do dawnej stolicy Tajlandii, stwierdziliśmy że zakupimy bilet w 1 stronę busem do Ayutthaya, a w drugą wrócimy sobie pociągiem. Kupiliśmy bilet za 250BHT/1 os. w Vijittada Hostel na 23 Samsen Rd., Sampraya, Phra Nakhon, serdecznie ODRADZAM USŁUGI – NIE POLECAMY!!! Kazali być o 7:00, byli o 7:30. Po drodze zrobili sobie zakupy, a odcinek 70 km pokonali w 2,5h… Wszyscy Nas wyprzedzali. Zmarzłam od klimatyzacji (ustawili na 16ºC) i na domiar wszystkiego, zamiast zostawić Nas w centrum, przynajmniej przy stacji PKP, kazali Nam wysiąść przy drodze wylotowej. O taxi czy tuk-tuku mogłam pomarzyć, żaden tędy nie przejeżdżał. Ok 2,5km musieliśmy  przejść pieszo. Przyznaję, polską łaciną wtedy nie grzeszyłam…Dzień nie zaczął się dobrze, ale nie poddajemy się, dochodzimy do Naszego pkt. czyli wypożyczali rowerów. Cały dzień do 18:00 koszt za 2 rowery wyniósł 10BHT. Miejsce noclegowe, a zarazem wypożyczalnia nazywa się December House i mieści się przy ulicy 128/1 Horatanachai Sub-District Phranakhon Si Ayutthaya District. Rowery są w dobrej kondycji, jechało się wygodnie. Taką formę zwiedzania starej stolicy, zdecydowanie polecamy. Naprawdę fajna alternatywa. Świątynie są blisko siebie. Jedynie do jednej z nich musieliśmy przejechać ok 3,5km. Normalnie wejście do każdej z osobna jest płatne 50BHT, ale z  racji iż przybyliśmy w okresie żałobnym, wstępy były darmowe. Na samo zwiedzanie kompleksu, myślę że warto poświęcić 4h. Wracaliśmy pociągiem. Okazało się, ze na tej samej ulicy co wypożyczaliśmy rowery, przy rzece istnieje możliwość „przeprawy promowej” – 5BHT/1 os. Promem tego nie nazwę – stara łódź – ale dzięki temu zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu i w ok 10min byliśmy już na stacji kolejowej. Cena za 1 bilet to 20BHT. Czas przejazdu ~1,5hPSX_20170129_171709[1].jpgDSC_9281-01[1].jpegDSC_9292-01[1].jpegPSX_20170129_173429[1].jpgPSX_20170129_174816[1].jpgPSX_20170129_173707-01[1].jpegPSX_20170129_174621[1].jpgPSX_20170129_175645[1].jpg

Tu dla osób potrzebujących praktyczne informacjeimag1351imag1349

Dzień 6 i 7 – Chiang Rai

Z dwóch Chiang’ów, wg Nas Rai jest lepszy. Może nie samo miasto, bo jest mniejsze od Mai, ale okolice. Opuszczamy Bangkok i lecimy AirAsia do Chiang Rai. Taxi z hotelu Nouvo city hotel na lotnisko Don Mueng wyniosła 450BHT. Jechaliśmy niecałą godzinę. Lotnisko krajowe jest dobrze oznakowane dla obcokrajowców. Bilety lotnicze kupowaliśmy ok 2 miesięcy przed przylotem do Tajlandii. Samo lotnisko jest duże, zalecamy mieć sweter – klimatyzacja odpalona na całego. Siedząc i czekając na swój samolot, zmarzłam strasznie. Lot trwa 1h. Na lotnisku w Chiang Rai, są dedykowane osoby, które wołają taxi dla podróżnych. Z góry jest ustalana cena. Skorzystajcie z tych usług, gdyż są naciągacze, którzy podwyższają stawkę. Za trasę 12km zapłaciliśmy 150BHT. Wybraliśmy hotel Nak Nakara. O 8:05 wystartowaliśmy, a o 10:00 już byliśmy w hotelu. Hotel jest przepiękny, będę polecać go każdemu. Pod względem, wystroju, kuchni, obsługi, czystości jest Naszym numerem 1. Tego dnia wybraliśmy się do Wat Rhong Kun – potocznie zwana białą świątynią. Wejście kosztuje 50BHT. Świątynia jest przepiękna! Zalecamy okulary – blask bije po oczach. Jechaliśmy autobusem z ichniego dworca PKS. Bilet kosztował 10BHT/1os. Płaci się dopiero gdy autobus wystartuje. Na przodzie pojazdu ma napisane „white temple”; jedyny jaki tam kursuje – cały był w kolorze niebieskim. Nie znam częstotliwości przyjazdów/odjazdów autobusów. Brak tam jakichkolwiek rozkładów jazdy. Tajka poinformowała nas kiedy należy wysiąść z autobusu – jak się domyślacie, tu również z oznakowaniem przystanków jest kiepsko. Trzeba przejść na drugą stronę ulicy i iść ok 400m. Wróciliśmy tuk – tukiem 8-osobowym za 40BHT/2 os.PSX_20170208_184821.jpgPSX_20170208_185819.jpgLodowa Świątynia zachwyca, nie mam słów jakby ją tu trafnie opisać. Ważne! Kierunek zwiedzania jest jeden, więc jak coś pominiecie, stwierdzicie „najpierw zwiedzamy, a potem pstrykamy zdjęcia” to lepiej nie wyznawajcie tej zasady. My tak zrobiliśmy i niestety Pan nie chciał udzielić pozwolenia na  ponowne zwiedzenie kompleksu w ramach tego samego biletu. Zdjęcia świątyni musieliśmy robić za płotem (true story). Warto tu spędzić ok 1h. Na terenie obiektu, znajduje się galeria obrazów, artysty, który wykonał projekt białej Świątyni. Galeria jest bezpłatna i bardzo ciekawa. Warto wejść i zobaczyć azjatycką,malarską kreskę. Jedynie nie wolno robić zdjęć i podchodzić za blisko do dzieł sztuki.1780784187977380347-account_id16254698449706133057-account_id=1.jpgNasz hotel oferował możliwość zakupu całodniowej wycieczki za 2300BHT. Cena obejmowała atrakcje turystyczne: czarną świątynię, 5 plemion oraz zwiedzenie plantacji herbaty wraz z fabryką produkująca herbatę. Poza tym, mieliśmy prywatnego kierowcę i wygodne auto osobowe. Aby samemu móc zwiedzić okolice Chiang Rai w 1 dzień, to tylko w grę wchodzi wypożyczenie skutera/samochodu. Przypominam obowiązuje ruch lewostronny. Kierowca oprócz 3 głównych atrakcji, zawoził Nas w inne, ciekawe miejsca. Polecamy świątynię Wat Khua Khrae. Mieści się blisko drogi. Wejście jest bezpłatne. Warto tam spędzić ok 30 minut. DSC_9396-01.jpegDSC_9389-01.jpegJedziemy dalej, do czarnej świątyni, miejsca nieznanego nawet w przewodniku. Wejście kosztuje 80BHT/1 os. Początkowo byliśmy sceptycznie nastawieni; jakaś czarna świątynia, o której nikt nie pisał, na którą żadne z Nas się nie natknęło podczas szukania atrakcji wokół Chiang Rai… Szybko zmieniliśmy zdanie: jest to piękny czarno – drewniany kompleks. Na miejscu potrzebna jest 1h. Jest to dzieło Thawan Duchanee, urodzonego w Chiang Rai.psx_20170215_210409psx_20170215_205428psx_20170215_210317Dalej kierujemy się na północ do górskich plemion. Wejście kosztuje 300BHT/1 os. Jest to wioska typowo turystyczna, nie widać tam ich codzienności, ale uważam że warto tu przyjechać. Mają tam piękne, ręcznie zrobione przedmioty. My przywieźliśmy unikatowe 2 szaliki. 1 szal kosztował 200BHT. Na miejscu potrzeba 45 min, na spokojny spacer oraz zdjęcia z każdą z Pań. Co jest ważne: zaopatrzcie się w gotówkę, bo my, dwa mieszczuchy żyjące na plastikowej karcie, nie pomyśleli, że gdzieś daleko, blisko granicy z Birmą, w środku puszczy nie będzie bankomatu… Podczas tego dnia, wycykaliśmy się z całej gotówki, nawet nie mieliśmy na napiwek dla naszego driver’a. Trochę tak głupio, bo Pan był naprawdę miły i zawoził Nas do różnych ciekawych miejsc.dsc_9447-01psx_20170216_114722psx_20170216_114629Jedziemy dalej, w stronę Birmy na plantację herbaty. Po drodze zatrzymujemy się w wioskach na targu ulicznym. Wszystko jest tu takie prawdziwe, nie jak w Bangkoku. Na nasze nieszczęście, mamy coraz mniej gotówki – oczy by chciały kupić, ale portfel nie pozwala. Czas na lunch. Pan Kierowca zabiera Nas do chińskiej knajpki, gdzie podają Nam za 45BHT zupę z nudlami ręcznie robionymi wraz z kawałkami wieprzowiny. Po jedzeniu, zabrał Nas na tyły i pokazał jak ręcznie wyrabiają nudle. Mieliśmy takie szczęście, że kiedy kupowaliśmy danie, przyjechała telewizja i kręciła ich kuchnie. Jak już TV przyjeżdża do wioski na płn. Tajlandii to wiedz że coś się dzieje! 🙂dsc_9443-01psx_20170216_120912psx_20170216_120829psx_20170216_121019dsc_9487-01Mówimy jedziemy do fabryki produkcji herbaty, myślimy wielkie przedsiębiorstwo dające zatrudnienie w tutejszej okolicy – nic bardziej mylnego. Zasady BHP są przestrzegane chyba tylko w Ameryce Płn. oraz Europie… Herbata leży na chodniku i się suszy przy głównej drodze, dwóch panów w specjalnych maszynach mielą herbatę, kolejne 2 panie prowadzą selekcję wysuszonych liści i na końcu starszy pan mieli na drobniejsze listki zieloną herbatę. 5 osób zaopatruje północną Tajlandię w herbatę. Można? Można 🙂dsc_9545-01dsc_9547-01dsc_9548-01DSC_9557-01.jpegDSC_9555-01.jpegDSC_9582-01.jpegWracamy do hotelu, szukamy kantoru i z zupełnego przypadku trafiamy do lokalu,  w którym przechadzają się rasowe kotki. Bardzo fajne miejsce. Okazuje się, że w Polsce takie lokale są w Warszawie i Krakowie. Pytanie, kto od kogo ściągnął pomysł? To był ten wieczór, który stwierdziłam że nie biorę aparatu, bo po co? bo co się może dziać w takim małym Chiang Rai’u?! I to był błąd! Tak spacerując sobie po ulicy, mijamy nocny targ pyszności. Jest on 1x w tygodniu, w każdą sobotę. Serwują przepyszne jedzenie, jest ono tańsze niż w Bangkoku. Przykład 1szt sushi w przeliczeniu na PLN kosztowało 1zł. Marek bez problemu poprosił o skosztowanie smażonej szarańczy… Powiedział, że smakuje jak chips. Powiem Wam, że to było takie prawdziwe miejsce, bladych twarzy można było liczyć na palcach jednej ręki. Niestety nie posiadamy żadnych porządnych zdjęć – pomijam te zrobione telefonem – więc jedyne co Nam pozostało to piękne wspomnienia 🙂 Jak chcesz zwiedzić okolice Chiang Rai, tak wycyrkluj plan wycieczki abyś trafił tu w sobotę.

Dzień 8 – Chiang Mai

Decydujemy się na autobus  do Chiang Mai. Kupujemy bilety u przewoźnika Green Bus, kat. VIP. Cena pojedynczego biletu to 766BHT. Wystartowaliśmy o 9:00 rano z 1 terminalu. UWAGA! Terminal nr 2 jest oddalony ok 7km, więc jak się pomylicie to kiszka. Autokar jest wygodny, klimatyzowany. Jedziemy 3h z przerwą na lunch. Każdy z pasażerów dostaje wodę, mokry ręcznik oraz ciasteczka ‚la Oreo. Dojeżdżamy do celu, bierzemy tzw. red car i za 100BHT pani zawozi Nas do hotelu Viang Thapae. Kładziemy rzeczy i wychodzimy na miasto. Zrobiliśmy sobie spacer, zwiedziliśmy kilka świątyń i tylko 2 są warte uwagi: Wat Phra Singh (wejście kosztuje 20BHT/ 1os.) oraz Wat Chedi Luang (wejście kosztuje 40BHT/ 1os.). Istnieje możliwość okrycia ciała, jeśli macie taką potrzebę.dsc_9657-01dsc_9658-01dsc_9649-01dsc_9663-01dsc_9679-01Dalej kierujemy się do knajpki rekomendowanej przez Nasz przewodnik -> Kanjana. Mieści się na ul. 7/2 Th Ratchadamnoen Soi 5. Jedzonko drogie, ale warte swej ceny. Wieczorem zaczyna się nocny tar, podobny do tego w Chiang Rai, na ul. Th Ratchadamnoen. Jest on większy, jednak zdecydowanie znajdziemy tu więcej bibelotów do kupienia niż zjedzenia. Kupujemy prezenty dla siebie i bliskich i uciekamy z tłumu. Rzeczy tu są ładniejsze i tańsze niż w Bangkoku. Przechodzimy przez mury miejskie – swoją drogą nie jest on spektakularny – a tam, mijamy zespół symfoniczny z muzyką na żywo.dsc_9608-01psx_20170227_222646psx_20170227_222715

Dzień 9 – Wat Doi Suthep

Dziś na spokojnie kierujemy się do świątyni, usytuowanej na górze Doi Suthep. Z racji iż jest to daleko od miasta, a  w zasadzie wysoko, udaje Nam się złapać na ulicy tzw red car. Za wjazd i powrót zapłaciliśmy 600BHT. Po drodze mijamy punkt widokowy. Robimy zdjęcia i jedziemy dalej. Pierwszy raz poczułam potrzebę posiadania maski na twarzy, jaką noszą Azjaci. Smród smogu spowodował, iż zrobiło mi się niedobrze. Na szczęście nie musiałam oglądać mojego śniadania ponownie – dojechaliśmy.dsc_9734-01Pokonujemy 309 schodów i znajdujemy się w kompleksie przepięknej świątyni. Wstęp kosztuje 30BHT/ 1 os. Jakbyście moje drogie panie miały nieodpowiedni strój, po wejściu na teren świątyni, po prawej stronie jest tzw. shoes locker. Tam można wypożyczyć bezpłatnie wierzchnią odzież. Potrzebny czas na zwiedzanie kompleksu to 1,5hdsc_9712-01psx_20170228_081542dsc_9714-01Wracamy do hotelu, aby chwilkę odetchnąć i idziemy na obiad. Bez namysłu wybieramy tę samą knajpę co wczoraj – Kanjana Restaurant. Zamówiliśmy zupy, ja polecam Won Ton z wieprzowiną; cena 100 BHT. Ledwo wciągnęłam ją do końca, pierwszy raz w życiu objadłam się zupą. Dalszą część dnia spędziliśmy na leniuchowaniu.

Dzień 10 – Powrót do Bangkoku

Kończymy zwiedzanie północnej Tajlandii i wracamy do stolicy kraju, aby stamtąd następnego dnia wyruszyć do Kambodży. Po śniadaniu, od razu kierujemy się na lotnisko. Wybraliśmy taxi, koszt transferu 200 BHT. Korzystamy z usług sprawdzonej Aśki (AirAsia). Wybraliśmy hotel naprzeciw lotniska – Don Mueng. W Naszym pokoju, znaleźliśmy 3 duże robale. Ogólnie, hotel trochę przestarzały, jednak serwujący przepyszne śniadanie. Każdy znajdzie tu coś dla swojego podniebienia. Po zameldowaniu poszliśmy na spacer po okolicy. Blisko hotelu, znajduje się targowisko. Bierzemy chickeny, kupujemy bro w 7/11 i wracamy do pokoju. Jakoś nie mieliśmy weny aby pojechać w dalsze zakątki Bangkoku. Wypoczęci, kolejnego dnia wylecieliśmy do Siem Reap.

 Relacja z wyprawy po Kambodży, znajdziecie tu.

Ostatnie 5 dni azjatyckiej przygody – Koh Lanta

6:00 rano zaczyna się boarding pass, pobudka o 4:30. Również korzystamy z usług AirAsia. Lot na Krabi trwał 1h. Stamtąd mieliśmy zapewniony transfer na Koh Lantę. Wygląda to tak: lot na Krabi -> odebraliśmy bagaże ->kierowaliśmy się ku wyjściu z lotniska, a tam czekał na Nas Pan z kartką transfer to Koh Lanta -> wsiedliśmy do minibusa -> jechaliśmy ok 40 min do przystani promowej -> stamtąd odbiera Nas Pani i prowadzi do miejsca, w którym stratują promy. Kazali Nam czekać 1,5h…. Nasz prom startował o 10:30. Dla niecierpliwych i zamożnych, istnieje możliwość transferu taksówką.

Płyniemy kolejne 2h. Ledwo moja stopa dotknęła lądu, a tu tysiąc pińćset sto dziewińćset pytań: Tuk tuk? Taxi? Where are you going? Marek nawet nie mógł spalić na spokojnie papierosa… ale nic, bierzemy tuk tuka, z 250BHT, schodzimy na 100BHT i jedziemy do hotelu Twin Bay Resort. Po zameldowaniu się, zakładamy stroje i idziemy zacząć nowy etap podróży: smażing i plażing. Czym można się zachwycać na wyspie? Szeroką plażą, ciekawymi muszlami, jakie fale wyrzucają po każdym odpływie, a przede wszystkim spokojem. Wielbiciele głośnych imprez do białego rana nie mają co szukać na Koh Lancie. Nam to wszystko odpowiadało: słońce, leżaki i dźwięk fal. Średnio za posiłek w Naszym hotelu trzeba było zapłacić ok 200BHT, dojazd do miasta tuk tukiem 100 BHT. W mieście ceny za jedzenie są mniejsze. U takiej jednej babeczki na ulicy zapłaciliśmy 120BHT/2 os. Niestety nie pamiętam nazwy knajpy, ale podawali tam najlepsze spring rollsy! Zdecydowaliśmy się na zakup wycieczki – 4 wyspy; cena 800BHT/1 os. (w sezonie 1000 BHT). Wycieczka fajna, ale trochę organizacja ma wiele do życzenia. Lunch był przed 12:00, więc ja jadłam na siłę, do ostatniej wyspy trzeba dopłynąć własnymi siłami. Dostaje się kapok i trzeba płynąć ok 70m zawijasami w jaskini. Brak światła  może spowodować u osób ze słabymi zdolnościami pływackimi bądź klaustrofobią, panikę. Nasza grupa płynęła  osobno, inni widziałam płynęli gęsiego. Jedna babeczka od Nas wpadła na skały, jacyś Niemcy pomogli jej się wydostać. Organizator nawet nie przeliczył czy wszyscy cali i zdrowi dotarli na statek. Nie mam zdjęć z ostatniej wyspy, jednak widok dzikiej plaży, porośniętej pnączami i odgłosy ptactwa robi wrażenie.

Jedna uwaga do wpisu “Thailand 500+

  1. M&M! :* miło się bardzo czyta Waszego bloga, reklamuję go wszystkim podróżującym w pracy 😛 niesamowicie szczegółowe opisy, barwne zdjęcia i aż chce się tam pojechać 😛 Czekam na relację z Moskwy 😛

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz